Po powrocie do domu poszłam się wykąpać. Nalałam sobie ciepłej wody
do wanny i zapaliłam kilka lawendowych świeczek. Miałam dosyć tego
wszystkiego. Musiałam się odprężyć i wszystko przemyśleć. Ściągnęłam
ciuchy i zanurzyłam się w ciepłej wodzie. Przymknęłam oczy próbując się
zrelaksować. Nie trwało to jednak długo. Nagle usłyszałam pukanie do
drzwi łazienki i głos Roberta.
- Kruszynko, pospiesz się, bo masz gościa.
Rany! Komu się chciało przychodzić o tej porze? Było dobrze po północy, a ja nie miałam siły na gości. Ale…
- Daj mi pięć minut! – krzyknęłam z wanny.
Niechętnie podniosłam się z ciepłej wody, wytarłam i narzuciwszy tylko
satynowy szlafrok, wyszłam z łazienki. Kiedy weszłam do kuchni, aż mnie
zatchało. Na moim stałym miejscu przy stole siedział nie kto inny tylko…
Vanessa. Mokra, brudna i przemarznięta.
- Przepraszam Ula, ale…
pokłóciłam się z ojcem i… nie miałam gdzie pójść. – wyszeptała łamiącym
się głosem patrząc na mnie oczami zbitego psa.
Nie byłam w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Stałam w progu kuchni jak malowane ciele.
- Komu tosta? – spytał tata, co sprawiło, że drgnęłam.
- Ja poproszę… Jeśli to nie kłopot? – powiedziała Van odwracając twarz w jego stronę.
Nie wiedziałam, co mam zrobić. Jedno co przyszło mi do głowy to… Nie
czekając dłużej podeszłam do Vanessy i pocałowałam ją w zimne od mrozu
czoło, a później mocno przytuliłam do siebie. Byłam szczęściliwa, że
jest cała i zdrowa. Tak się o nią bałam.
- Zrobię ci gorącą kąpiel. – wymamrotałam w końcu wychodząc do łazienki. Musiałam wyjść.
- Dziękuję. – wyszeptała Van odklejając się ode mnie.
Po wejściu do łazienki i zamknięciu za sobą drzwi osunęłam się na
podłogę. Z oczu poleciały mi łzy. Cieszyłam się, że Vanessa przyszła
właśnie do mnie. Z drugiej zaś strony bałam się, że jej ojciec miał
rację. Odkręciłam kran, aby zagłuszyć swój szloch. Czy mogę jej zaufać?
Czy ona naprawdę woli chłopaków? Te myśli nie dawały mi spokoju.
- Cholera. Ulka weź się w garść. – powiedziałam sama do siebie ochlapując twarz wodą.
Jeszcze moment postałam zgięta nad wanną, po czym wytarłam twarz w miękki, niebieski ręcznik i wyszłam z łazienki.
- Z chwilę będziesz miała kąpiel. – powiedziałam nawet nie patrząc w stronę Van.
Przeszłam przez kuchnię i skierowałam się w stronę swojego pokoju, aby
poszukać dziewczynie jakąś piżamę. Kiedy grzebałam w szafie nagle
poczułam czyjąś ciepłą dłoń na ramieniu. Odwróciłam się. Nawet nie
zdążyłam nic powiedzieć, bo zamknęła mi usta namiętnym pocałunkiem.
Byłam w szoku. Jej usta były chłodne i wilgotne. Zaczęła rozwiązywać
pasek mojego szlafroka. Opadł na podłogę odkrywając wszystkie części
mojego ciała. Nie myślałam logicznie. Moje ręce błądziły po jej klatce
piersiowej. Ściągnęłam z niej bluzkę i stanik. Nagle Vanessa cofnęła się
jak poparzona.
- Przepraszam. – szepnęła.
- Nic się nie stało. – a w myśli dodałam „Chyba”.
- Nie powinnam była tutaj przychodzić. – usiadła na kanapie.
- Van… – zawahałam się – Ja wiem czemu uciekłaś z domu.
- Skąd? – spytała patrząc na mnie wielkimi oczami.
-
Byłam u ciebie po szkole… Chciałam ci dać lekcje, ale… Usłyszałam jak
twój ojciec mówi o tobie brzydkie rzeczy… Widziałam jak wybiegłaś. Nawet
cię szukałam, ale twoja wioska jest dla mnie nieznana. Wróciłam do domu
i powiedziałam o wszystkim tacie i Robertowi. A zanim przyszłaś…
byliśmy na policji zgłosić twoje zaginięcie i to, że ojciec cię bije.
- Że co?! – wrzasnęła – Doniosłaś na mojego ojca?
- Tak, przepraszam. – powiedziałam cicho, spuszczając głowę.
- Jak mogłaś??!!
Vanessa była wściekła. A ja nie mogłam zrozumieć dlaczego jeszcze broni
tego barana. Szybko ubrała stanik i bluzkę. Wybiegła do kuchni.
Podążyłam za nią. W locie złapała płaszcz…
- Tosty goto…we. – powiedział tata widząc moją minę.
Jak szybko się pojawiła tak tez szybko zniknęła z naszego domu.
Usłyszałam trzaskanie drzwi w przedpokoju. Kolejny raz tego dnia nie
mogłam się ruszyć. Po chwili do naszych uszu dotarł pisk opon i głuche
uderzenie. Robert od razu wybiegł przed dom. Stałam jak sparaliżowana.
- Ubieraj się! – krzyknął ojciec zarzucając na siebie kurtkę.
Jego polecenie wykonałam machinalnie, jakbym nie była sobą. Wyszłam z
domu i od razu owiało mnie zimne powietrze nocy, przeszywając dreszczem
mimo grubego futra, które miałam po mamie. Na środku jezdni, w kałuży
krwi leżała Vanessa…
- Gdyby życie trwało dłużej… – szepnęłam.
Nagle obraz stał się nie ostry,a po chwili pochłonęła mnie ciemność…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz