Wyszłam ze szpitala po trzech tygodniach. Vanessę puścili
wcześniej z racji tego, że jej obrażenia były dość małe, mimo bliskiego
spotkania z ciężarówką. Byłam szczęśliwa, że wreszcie wyśpię się we
własnym łóżku. Ale nie było mi to dane. Ledwo weszłam do domu, a tu już
tata mówi do mnie tak:
- Nie wiem jak ty myślisz, ale zaprosiłem rodzinę Vanessy do nas na obiad.
Zwaliło mnie z nóg. I nici ze spania.
- Dobrze tato. – powiedziałam.
Cieszyłam się, że przyjdzie do nas Vanessa, ale jej rodzina? Skąd
ojciec wytrzasnął taki pomysł. Ale nie miałam wyboru, bo klamka już
zapadła. Miałam raptem godzinę, żeby doprowadzić się do jako takiego
porządku. Niechętnie powlokłam się do łazienki. Tata zaś z Robertem
zamknęli się w kuchni skąd dolatywały cudowne zapachy. Kiedy wyszłam z
łazienki, zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Ja otworzę! – zawołałam.
Kiedy otworzyłam drzwi, aż zwaliło mnie z nóg (po raz drugi tego
dnia). W progu staneła Vanessa w świecącej czarnej sukni. Obok niej stał
wysoki chłopak w garniturze, a za nimi chuda kobieta w liliowym
kostiumie, o niesamowicie rudych włosach i gruby, niski mężczyzna
również w garniturze.
- Wejdźcie. – powiedziałam otwierając szerzej drzwi aby mogli wejść do środka.
-
Przedstawię ci moją rodzinę. – powiedziała Vanessa, kiedy wszyscy
znaleźli się w przedpokoju – To jest moja mama, Tessa. Ojciec, John i
głupkowaty brat Mario.
- Sama jesteś głupkowata. – odciął się chłopak.
- Miło mi. Zapraszam do salonu.
Byłam w szoku. jak dwóch facetów było w stanie ugotować tyle potraw.
Nawet na Wigilii tylu si nie robi. Po chwili z kuchni wyłonili się obaj
kierownicy tego zamieszania i przywitali się z gośćmi jakby znali się od
zawsze. Tata odsunął krzesło mamie Vanessy, Robert, Vanessie, a Mario
nie chcąc być gorszy, mnie. Kiedy nachylił się, aby podsunąć je do
stołu, szepnął mi do ucha:
- Ślicznie wyglądasz.
Niby nic
takiego, ale… Właśnie było to ale. Po jego słowach po moim ciele
przeszedł dreszcz. Jakby jakieś robale przespacerowały się po moim
kręgosłupie, aby potem po krześle spełzły na podłogę. Odruchowo depnęłam
nogą, tak jak zdeptuje się pluskwę. Ale to i tak nic nie pomogło. Nadal
miałam dziwne uczucie.
- To życze wszystkim smacznego. – powiedział tata i każdy rzucił się za jedzenie, jak wygłodniały wilk.
Kiedy każdy sie posilił pani Tessa zaczęła rozmawiać z Robertem na
temat gry na gitarze. A tata z Johnem o polityce. Nagle Vanessa wstała.
- Mamo, tato, Mario… – zawahała się na moment, po czym brnęła dalej – ja i Urszula się kochamy i chcemy być razem.
Po tych słowach John zbladł jak papier, Tessa o mal nie zachłysnęła
się pita właśnie herbatą, Mario zaś dla odmiany poczerwieniał. Mój brat
uśmiechał się pod nosem, a tata wstał i podszedł do nas.
- Gratuluje wam. – powiedział, przytulając obie do siebie.
- Jak to! – wrzasnął nagle Mario.
- Normalnie. One są parą głąbie. – zaśmiał się Robert.
- Nie wierze! Jak mogłaś! – te ostatnie słowa były skierowane w moją stronę.
- Ale o co ci chodzi? – spytał spokojnie Robert.
- Bo ja… – Mario spuścił głowę – …ja kocham Urszulę i… chciałem się oświadczyć – wydusił szeptem.
- O mamo! – tego było dla mnie lekko za dużo – Mario ja… mogę cię kochać jak brata, tylko i wyłącznie.
- Ja nie chcę! – krzyknął, po czym rzucił na stół małe kwadratowe pudełeczko i wybiegł z mojego domu.
- O Dżisas. – szepnęłam
- To masz wielbiciela. – powiedział Robert.
- Nie przejmujcie się nim. Za tydzień mu przejdzie. – wtrąciła pani Tessa.
- Nie wiem, co gorsze. Córka dziwka, czy lesbijka. – westchnął tata Vanessy.
- Niech się pan nie martwi. Przynajmniej nie zajdzie w ciążę. – powiedział Robert i wszyscy się roześmialiśmy.
Od Autorki
I tak oto Urszula i Vanessa zostały oficjalnie parą. Wszyscy się z
tym pogodzili. No oprócz Mario, który odkrył… ale o tym może innym
razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz